Niepokoi liczba dzikich wysypisk - w Gdyni i Kielcach kontrolerzy doliczyli się kilkuset takich miejsc składowania śmieci, w Poznaniu było ich ponad pół tysiąca. Ich likwidacja kosztowała gminy 5,1 mln zł, a w jej trakcie wywieziono ok. 5,3 tys. ton odpadów. Z ustaleń NIK wynika, że w 15 gminach w miejsce wywiezionych śmieci szybko pojawiły się nowe, w tym takie, które można zakwalifikować do niebezpiecznych. W dodatku nie wszystkie gminy likwidowały dzikie wysypiska, tłumacząc się brakiem środków (np. Koniecpol, Łazy, Myszków, Szczyrk, Węgorzewo).
Większość wójtów niej jest w stanie wyegzekwować na swoim terenie zgodnego z przepisami postępowania z odpadami komunalnymi. Przede wszystkim brakuje im wiedzy o umowach między właścicielami terenów a przedsiębiorcami zajmującymi się wywozem nieczystości. Urzędnicy powinni prowadzić dokładną ewidencję takich umów, tymczasem w 12 gminach ewidencji w ogóle nie założono (lub zrobiono to zbyt późno), a w 16 występowały w niej takie braki lub błędy, że uniemożliwiało to sprawdzenie, czy właściciel posiada ważną umowę. Pozbawieni tej wiedzy wójtowie nie interweniowali, gdy właściciele nieruchomości nie mieli umów z firmami odprowadzającymi odpady. Tylko trzy miasta (Żywiec, Olecko, Poznań) zorganizowały w takich sytuacjach zastępczy odbiór odpadów, choć kontrola NIK pokazała, że właściciele bez umów byli prawie we wszystkich gminach.
Ponad połowa placów zabaw dla dzieci i prawie wszystkie piaskownice są narażone na zanieczyszczanie powodowane przez zwierzęta - alarmuje NIK. Prawie wszystkie poddane oględzinom piaskownice (93 proc.) i większość placów zabaw (ponad 52 proc.) nie posiada ogrodzeń ani innych zabezpieczeń przed zwierzętami. Oznacza to, że bawiące się w nich dzieci narażone są na kontakt ze zwierzęcymi zanieczyszczeniami. Tylko na terenie trzech z 35 skontrolowanych gmin (Bodzentyn, Gdynia, Gniezno) place zabaw i piaskownice były odpowiednio chronione.
NIK zwraca uwagę, że nie wszystkie gminy stwarzają swoim mieszkańcom oraz osobom przyjezdnym warunki do przestrzegania zasad czystości i porządku. W 17 skontrolowanych miejscowościach było za mało koszy na odpady, w niektórych ograniczano się do ustawiania koszy tylko w miejscach reprezentacyjnych, zaniedbując peryferia (tak było np. w Kielcach i Ogrodzieńcu). Również właściciele zwierząt domowych nie mogą liczyć na wsparcie przy ustawowym obowiązku usuwania zanieczyszczeń. Wójtowie 12 gmin tłumaczyli się głównie brakiem pieniędzy. W pozostałych 13 gminach dystrybuowano zestawy higieniczne na odchody, a w 10 umieszczano specjalne kosze, lecz nie zawsze w wystarczającej ilości. Tylko cztery gminy urządziły specjalne wybiegi (pełniące funkcję toalet) dla psów.
Kolejnym dużym problemem gmin jest ograniczony dostęp do publicznych toalet. Prawie wszędzie jest ich za mało. W skontrolowanych gminach w 2011 r. na jedną toaletę publiczną przypadało średnio 11, 9 tys. mieszkańców, podczas gdy np. w Wielkiej Brytanii - 600. Spośród skontrolowanych gmin jedynie 11 wybudowało w ostatnich latach nowe szalety, a ich łączna liczba nie przekroczyła 21. W wielu miejscowościach normą jest sytuacja, gdy publiczne toalety są sezonowo nieczynne albo zamykane w dni wolne od pracy, działają tylko w określonych godzinach i nie są dostosowane do potrzeb osób niepełnosprawnych. Powszechny jest brak informacji dla mieszkańców i turystów o lokalizacji takich obiektów. W dwóch skontrolowanych gminach (Knurowie i Myszkowie) w ogóle nie było czynnych publicznych szaletów.
W większości skontrolowanych gmin (71 proc.) wójtowie nie zarządzali obowiązkowej deratyzacji, mimo że wymagają tego zapisy regulaminów dotyczących utrzymania czystości. W gminach tych podejmowano pojedyncze akcje, ale specjaliści zwracają uwagę, że wyłącznie kompleksowe zwalczanie gryzoni jest skuteczne i ogranicza ich populację.